- Weszli- wyszeptała Anaice Anderson spokojnie, lecz z
nutą podekscytowania do dziwnego przedmiotu przypominającego lusterko.
Jednak zamiast jej odbicia widać w nim było twarz
mężczyzny w średnim wieku. Miał kasztanowe włosy i zielone oczy. Oprócz
zmarszczek dookoła oczu i jednej na czole wyglądał dość młodo.
- Jak to? Pozwoliłaś im?- zapytał z lekkim wyrzutem.
- Nie do końca… Nie chciałam ich tam zaprowadzić.
Wolałam, żeby sami znaleźli przejście, ale nie myślałam, że stanie się to tak
szybko- stwierdziła z rezygnacją.
- No cóż… Prędzej czy później musiało się tak stać.
- Tylko obiecaj mi, że będziecie ich chronić.
- Oczywiście! Przecież wiesz Anaice, ile to wszystko dla
nas znaczy…
- Tak, masz rację. Nie powinnam się tym aż tak bardzo
przejmować. No dobrze. Muszę już kończyć. Trzeba ustalić wszystko z resztą-
mówiąc to ruszyła do drzwi, wyszła na zewnątrz i zamknęła je na klucz.
- Jasne. Do zobaczenia- mężczyzna spróbował się
uśmiechnąć, ale wyszedł mu krzywy grymas.
- Pa, James- powiedziała kobieta, wyłączyła urządzenie i
schowała je do torebki.
***
Pani Anderson zapukała do drzwi domu Katerine Hophared.
Po chwili zostały one gwałtownie otworzone, a w nich stanęła gospodyni.
- Och, Anaice. Dobrze, że przyszłaś. Czekaliśmy na
ciebie, tak jak prosiłaś- powiedziała- Wejdź proszę.
Znalazły się w przytulnym salonie o beżowych ścianach z
brązową kanapą, dużym telewizorem i stolikiem do kawy nakryty brązowym obrusem.
Nie brakowało również różnego rodzaju roślin. Na kanapie siedzieli już rodzice
Jacka: Annalena i Leonard. Anaice usiadła obok nich.
- Chciałabym żebyście tu przyszli, ponieważ muszę z wami
poważnie porozmawiać- oznajmiła.
- Czy coś się stało?- zapytała z niepokojem Anne.
- Nie do końca. Chodzi o to, że Jack i Eleanor przeszli przez portal.
- Co?- zdziwił się Leo.
- Też byłam zaskoczona. Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi,
ale… Ciekawość zwyciężyła- odparła pani Anderson.
- Tylko… Co teraz zrobimy?- zaczęła się zastanawiać Kate.
- Spokojnie. Skontaktowałam się już z Mellą i Jamesem.
Czy mogłabyś zadzwonić jeszcze do rodziców Eleanor?- poprosiła.
- Oczywiście- odpowiedziała ciotka.
- Dobrze. Pójdę już, bo jestem umówiona zostało pół
godziny.
- My też już pójdziemy- stwierdziła Lena.
Po ich wyjściu Kate od razu wybrała numer telefonu.
- Halo?- ze słuchawki wydobył się kobiecy głos.
- Gabriella? Tu Kate. Jest z tobą Edward?
- Tak. O co chodzi?- zapytała.
- Jack i Eleanor. Przeszli przez portal.
- Już?! Tak wcześnie?!- zawołał Ed- Nawet ich na to
dobrze nie przygotowaliśmy! Jest jakiś plan?
- Na razie żaden.
- Jak to?!- krzyknęli chórem.
- Już rozmawiałam z Anaice. Zresztą z An i Leo też- oznajmiła spokojnie Kate.
- No cóż… Kiedy mamy przyjechać?- spytała Gabriella.
- Jak najszybciej.
- Ok. Będziemy za jakieś 4 godziny. Koło 15.00.
- Świetnie. Cześć.
- Cześć.
Katerine przerwała połączenie i usiadła na kanapie. Miała
nadzieję, że ta historia nie skończy się nieszczęściem.
Hej! Przepraszam,
że tak długo nie pisałam, ale musiałam ogarnąć drugiego bloga. Do tego dochodzi
jeszcze szkoła i… No wiecie o co chodzi. Jak widać zaczynają się tajemnice. Komentujcie, polecajcie i… Do następnego posta!
Kolorowa Czytelniczka