- W dziale piątym nie ma tamtej
książki! – oznajmiła Eleanor.
Miała
14 lat, długie, rude włosy i zielone oczy. Mały, zgrabny nos i wąskie
usta oraz delikatne rysy twarzy sprawiały, że wyglądała jak aniołek. Ale to
tylko pozory. W rzeczywistości miała niezły charakterek. Ponadto była jedną z najlepszych w swojej grupie wiekowej w klubie łuczniczym. W każde wakacje
jeździła do cioci na całe 2 miesiące. Wtedy pomagała w bibliotece pani Anaice
Anderson. Tak było i wtedy.
- Sprawdź jeszcze w siódmym!
– powiedziała właścicielka biblioteki.
Dziewczyna
zawsze uważała, że ta kobieta jest bardzo miła… i ładna. Jej zgrabna sylwetka z
gracją i ostrożnością wykonywała nawet najmniejsze ruchy. Złociste włosy,
najczęściej spięte klamrą i szare oczy przyprawiały dziewczynę o dreszcze.
- Znalazłam, proszę pani! –
zawołała El.
Ostrożnie zeszła z drabiny
jeżdżącej pomiędzy regałami i podbiegła, aby podać powieść bibliotekarce.
- Dziękuję. – powiedziała
pani Anderson.
- Nie ma za co.
- Jutro także przyjdziesz mi
pomóc?
- Oczywiście. Dowidzenia.
- Dowidzenia.
Eleanor
pobiegła po swoje rzeczy i podeszła do drzwi wyjściowych. Przeszła przez nie i poczuła przyjemną, letnią bryzę. Świeże
powietrze przepełniało jej płuca. Stwierdziła, że przejdzie się zamiast dzwonić
po ciocię. W końcu słońce świeciło tego dnia tak pięknie, że żal było nie wyjść
na zewnątrz. Ciocia Kate mieszkała na wsi , więc dziewczyna mogła rozkoszować
się ślicznymi widokami. Była sympatyczną, młodą kobietą o także brązowych,
sięgających do ramion włosach i błękitnych oczach. Po drodze El rozmyślała co
będzie robić po obiedzie.
„ Na
pewno wyjdę na ogród”, pomyślała. „ Może
Jack będzie w domu?!”.
Szła
dalej z takim pozytywnym nastawieniem. No właśnie, Jack… Podkochiwała się w tym
piętnastoletnim, szczupłym brunecie już od ponad roku. Miała nadzieję, że z
wzajemnością, ale na razie byli tylko przyjaciółmi. Często spędzali ze sobą
czas. Dzięki temu widziała jego wyczyny związane z walką wręcz. Zbliżała się do
celu, w związku z czym przyspieszyła kroku. Na rogu piaszczystej drogi stały
dwa niewielkie domki. Oba o białych ścianach, z czarnymi dachówkami i dosłownie
obsiane kwiatami. W tym po prawej mieszkała jej ciocia, a po lewej Jack i jego
rodzice. Rozejrzała się po otoczeniu. Pola, gdzieś w oddali las, słońce
grzejące bez przerwy. Tak bardzo chciała zostać, pójść na spacer. Zatrzymała
się przed jasnobrązową furtką , westchnęła i weszła na podwórko.
***
Gdy
tylko przekroczyła próg dotarło do niej głośne szczekanie psa. Chwilę później ,
kilka kroków przed sobą zobaczyła włochatą mordkę Berry’ego. Mały Cavalierek o
donośnym głosie ubóstwiał się z nią bawić. Nie ważne w co. Ona też to lubiła.
Pogłaskała go i weszła na korytarz.
- Ciociu! Już wróciłam! –
zawołała.
- No wiesz co? Ja właśnie
się szykowałam, żeby po ciebie jechać! Mogłaś chociaż wysłać mi sms’a.- ciotka
nie była do końca zadowolona.
- Przepraszam. – powiedziała
dziewczyna – Następnym razem tak zrobię. Obiecuję.
- No dobrze w takim razie
umyj ręce i siadaj. Zaraz będzie obiad.- stwierdziła Kate.
Po posiłku zielonooka przebrała się w sukienkę w kwiaty i,
tak jak postanowiła, wyszła na ogród. Wzdłuż jasnobrązowego płotu ciągnął się
niewielki sad. Owoce, te na drzewach, jak i leżące na ziemi, miały soczyste
barwy. Cały obszar obrastała równo przycięta trawa. Po prawej stronie
znajdowała się huśtawka, z siedzeniem okrytym miękką poduszką. Po drugiej
stronie płotu, na ogródku sąsiadów układ
był bardzo podobny. Również rosły tam drzewka owocowe, ale zamiast huśtawki
widać było różnokolorowe kwiaty. Oprócz tego na środku posesji z kosiarką
mocował się Jack. Wiatr lekko rozwiewał mu włosy, miał na sobie jasnoniebieski
T-shirt, dżinsy i czarne trampki. Zauważył Eleanor i podszedł do niej.
- Hej.- rozpoczął rozmowę
przez płot.
- Cześć.
- Co u ciebie? Znowu byłaś w
bibliotece pani Anderson?- zapytał.
- Tak. Jutro też tam idę. W
końcu ma przyjść dostawa. Ktoś musi to wszystko poukładać.- odparła.
- Spoko. Wiesz- zawahał się
-od jutra przygotowujemy się do zawodów. To dla mnie bardzo ważne i… Tak się
zastanawiałem czy nie chciałabyś przyjść i popatrzeć. To będzie dopiero o
17.00.
Nagle dziewczyna posmutniała.
- Niby tak, ale wydawało mi
się, że ostatnio nie masz dla mnie zbyt dużo czasu. I to niekoniecznie przez treningi.-
zauważyła.
- Ja…- wydawał się lekko
zakłopotany.
Jednym zwinnym ruchem przeskoczył przez płot
- Posłuchaj mnie El. To nie
tak, że już cię nie lubię, tylko… Wiem! Wynagrodzę ci to. Jutro przez cały
dzień będę pomagał z tobą w bibliotece. Zobaczysz!
Spojrzała
na niego niepewnie, a on wziął jej dłonie w swoje.
- Zobaczysz…- powtórzył.
Jego
niebieskie oczy dziwnie zalśniły w promieniach zachodzącego słońca. Wydawał się
szczery.
- Dobrze.- pokiwała głową-
No dobrze.
- Świetnie!- powiedział i
wrócił na swój ogród- To do jutra o 9.00!
-Pa!
Eleanor wróciła do środka i ciężko opadła na fotel.
Kate oderwała się na chwilę od swojej gazety i zapytała:
- Coś się stało?
- Ehem. Jack się stał.
Potem dziewczyna obejrzała film, zjadła kolację i
postanowiła, że położy się wcześniej. Pożegnała się z ciocią i ruszyła po
schodach na górę.
Cześć! Sory, że trochę krótki, ale to jest dopiero
wprowadzenie. Mam nadzieję, że się podoba. Komentujcie ( dla was to jedno
kliknięcie, a dla mnie motywacja) i do następnego posta!
Zuzanna SweetieM